środa, 14 grudnia 2011
czwartek, 29 września 2011
czwartek, 15 września 2011
wtorek, 6 września 2011
środa, 31 sierpnia 2011
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
wtorek, 23 sierpnia 2011
Cuefx - Whale (feat. Doministry)
Barely a few days after our last premiere, we are proud to present a new portion of ambient sounds. This new musical story by Cuefx is a free single enriched with additional renditions by invited guests. The list of remixes is opened by the soothing interpretation by Crookram, with its characteristic recurring vocalise. The slowly unwinding variation with its abstract intro belongs to Printempo, while the electronic version of “Whale”, with an original beat, is a work of Deam. The single also introduces a newcomer, Blossom, whose more lively, yet still downtempo composition closes the set. In addition the single features bonus track, instrumental and acapella versions of “Whale”, which altogether form a set that perfectly fits into the summer spirit.
"I'm the whale, big blue whale, in the sea here i sail
All is blue, all is black, all i like i marine crack,
My morality is pure, i just swim and have no cure, for that life all pain and dust all i need is all i must."
01 Whale
02 Whale (Crookram rmx)
03 Whale (Printempo rmx)
04 Whale (Deam rmx)
05 Whale (Blossom rmx)
06 Whale (instrumental)
07 Whale (acapella)
08 Mellow Tide (feat. Andrey Sacheva)
download link1 link2
Cover design Justyna Bielecka
"I'm the whale, big blue whale, in the sea here i sail
All is blue, all is black, all i like i marine crack,
My morality is pure, i just swim and have no cure, for that life all pain and dust all i need is all i must."
01 Whale
02 Whale (Crookram rmx)
03 Whale (Printempo rmx)
04 Whale (Deam rmx)
05 Whale (Blossom rmx)
06 Whale (instrumental)
07 Whale (acapella)
08 Mellow Tide (feat. Andrey Sacheva)
download link1 link2
Cover design Justyna Bielecka
środa, 10 sierpnia 2011
niedziela, 24 lipca 2011
Whale by Gaja Grzegorzewska
piątek, 22 lipca 2011
Wieloryb
Usiadłam sobie w ciągu dnia w oknie Mleczarni z Sylwią i Eryką. Dzień był straszny, apokaliptyczny, zupełnie nie lipcowy. Nie miałyśmy pewności, ale tak nam się zdawało, że śnieg zaczął padać. A grad to już na pewno. Chodnikiem pomykali ludzie w zimowych kurtach, a ja się zastanawiałam, po jakiego grzyba kupiłam ten skąpy kostium kąpielowy, skoro mogłam kupić gumofilce i kapotę z kapiszonem.
- Mam wrażenie, że lato się kończy –odezwała się Sylwia znad szklanki z wódą i wyciśniętym sokiem z cytryny. - Barowa, jesienna pogoda. Nic się nie chce...
- A miałam dziś jechać do Huty na rowerze... – dodałam.
- Boję się, że jestem w ciąży – powiedziała Eryka, zapalając papierosa.
- To uważaj z tym szlugiem na embriona – odparła bezmyślnie Sylwia.
- Jak to? - spytałam. Byłam przyzwyczajona, że Eryka lubi czasem przesadzać i ma skłonność do histerii i panikowania. Ale w sumie mówiła całkiem spokojnie.
- No jest taka opcja. Poobliczałam wszystko sobie i jest taka opcja – wyjaśniła Eryka, zaciągając się beznamiętnie papierosem.
- Ty debilko – wkurzyła się Sylwia. - Debilko z Puszczy Białowieskiej. Pewnie dałaś się nabrać na jakiś typowy tekst kolesia "guma psuje klimat" czy coś w tym rodzaju. W sumie to nie mam pojęcia, co kolesie gadają w takich sytuacjach.
- Przynajmniej wiem z kim – Eryka wzruszyła ramionami, wyglądała na mało przejętą.
- Jakbyś naprawdę była w tej ciąży, to wiesz, ja mam różne kontakty... – zaproponowała Sylwia.
Eryka nagle ożywiła się:
- E, pewnie nie będzie potrzebne. Ale wyobrażacie sobie, że jednak jestem w tej ciąży. Dzwonię do niego, mówię mu jak jest, a on jeb! Odkłada słuchawkę. Potem zaczyna mnie unikać. Zawsze, jak dzwonię, jest zajęty, pracuje, śpi, whatever. Mówi, że oddzwoni i nie oddzwania.
- A tobie rośnie brzuszysko – wkręciła się Sylwia. - Przyłazisz tu do mnie na kawę. Tfu, co ja gadam, na herbatę. Ziołową. Ledwo mieścisz się w drzwiach. Patrzysz tęsknie, jak zapalam papierosa. No i wpierdalasz na non stopie.
- Ogóry kiszaki na zmianę z serniczkiem amerykańskim, potem śledź, potem czekolada, kaszanka, żelki – mi też ta zabawa przypadła do gustu. Wyobrażenie sobie takiej dupencji jak Eryka, gdy pożera kompulsywnie co popadnie, było doskonałym zajęciem na deszczowe popołudnie przy kawie i papierosku. - Praktycznie nikt cię już nie widzi bez jedzenia...
- I pewnego dnia on jednak myśli, że nie będzie ostatnim bucem i zobaczy co u ciebie słychać – Sylwia z rozmarzeniem snuła opowieść. - Otwierasz mu: wieloryb z nieogolonymi nogami, tłustymi włosami, w wytartym szlafroku i przydeptanych kapciuchach, w ręku kebab, ryj umazany czekoladą.
- A po nim zostaje tylko taka dziura z kreskówki w ścianie. Już go nie ma. A ty spokojnie wracasz do kebabu, pizzy, lodów, czipsów...
- Na pewno bym się nie doprowadziła do takiego stanu – Eryka już nie wyglądała na taką rozbawioną.
- A potem rodzisz i my ci mówimy, że oczywiście będziemy cię wspierać, odwiedzać, ale potem jakby nikt nie ma czasu, wszyscy zajęci. Gdy do wyboru masz melanż do bladego świtu albo rozmowy o smółce, pieluchach, hemoroidach, odciągaczu pokarmu i z góry przegranej walce z nadwagą, musi być coś z tobą nie tak, jeśli wybierasz to drugie...
- Tak, Eryczko. Do zobaczenia za osiemnaście lat.
- A miałam dziś jechać do Huty na rowerze... – dodałam.
- Boję się, że jestem w ciąży – powiedziała Eryka, zapalając papierosa.
- To uważaj z tym szlugiem na embriona – odparła bezmyślnie Sylwia.
- Jak to? - spytałam. Byłam przyzwyczajona, że Eryka lubi czasem przesadzać i ma skłonność do histerii i panikowania. Ale w sumie mówiła całkiem spokojnie.
- No jest taka opcja. Poobliczałam wszystko sobie i jest taka opcja – wyjaśniła Eryka, zaciągając się beznamiętnie papierosem.
- Ty debilko – wkurzyła się Sylwia. - Debilko z Puszczy Białowieskiej. Pewnie dałaś się nabrać na jakiś typowy tekst kolesia "guma psuje klimat" czy coś w tym rodzaju. W sumie to nie mam pojęcia, co kolesie gadają w takich sytuacjach.
- Przynajmniej wiem z kim – Eryka wzruszyła ramionami, wyglądała na mało przejętą.
- Jakbyś naprawdę była w tej ciąży, to wiesz, ja mam różne kontakty... – zaproponowała Sylwia.
Eryka nagle ożywiła się:
- E, pewnie nie będzie potrzebne. Ale wyobrażacie sobie, że jednak jestem w tej ciąży. Dzwonię do niego, mówię mu jak jest, a on jeb! Odkłada słuchawkę. Potem zaczyna mnie unikać. Zawsze, jak dzwonię, jest zajęty, pracuje, śpi, whatever. Mówi, że oddzwoni i nie oddzwania.
- A tobie rośnie brzuszysko – wkręciła się Sylwia. - Przyłazisz tu do mnie na kawę. Tfu, co ja gadam, na herbatę. Ziołową. Ledwo mieścisz się w drzwiach. Patrzysz tęsknie, jak zapalam papierosa. No i wpierdalasz na non stopie.
- Ogóry kiszaki na zmianę z serniczkiem amerykańskim, potem śledź, potem czekolada, kaszanka, żelki – mi też ta zabawa przypadła do gustu. Wyobrażenie sobie takiej dupencji jak Eryka, gdy pożera kompulsywnie co popadnie, było doskonałym zajęciem na deszczowe popołudnie przy kawie i papierosku. - Praktycznie nikt cię już nie widzi bez jedzenia...
- I pewnego dnia on jednak myśli, że nie będzie ostatnim bucem i zobaczy co u ciebie słychać – Sylwia z rozmarzeniem snuła opowieść. - Otwierasz mu: wieloryb z nieogolonymi nogami, tłustymi włosami, w wytartym szlafroku i przydeptanych kapciuchach, w ręku kebab, ryj umazany czekoladą.
- A po nim zostaje tylko taka dziura z kreskówki w ścianie. Już go nie ma. A ty spokojnie wracasz do kebabu, pizzy, lodów, czipsów...
- Na pewno bym się nie doprowadziła do takiego stanu – Eryka już nie wyglądała na taką rozbawioną.
- A potem rodzisz i my ci mówimy, że oczywiście będziemy cię wspierać, odwiedzać, ale potem jakby nikt nie ma czasu, wszyscy zajęci. Gdy do wyboru masz melanż do bladego świtu albo rozmowy o smółce, pieluchach, hemoroidach, odciągaczu pokarmu i z góry przegranej walce z nadwagą, musi być coś z tobą nie tak, jeśli wybierasz to drugie...
- Tak, Eryczko. Do zobaczenia za osiemnaście lat.
wtorek, 19 lipca 2011
piątek, 24 czerwca 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)